niedziela, 15 marca 2015

Mroźna wycieczka Dęblin - Puławy


Dziś opisze naszą ostatnią wycieczkę której celem było zwiedzenie plaż nad Wisłą na odcinku Dęblin - Puławy. Tak aby jak najmniej poruszać sie asfaltem.

Robal wrócił po kapitalce podwozia i układu napędowego wiec mogliśmy spokojnie zabrać go gdzieś na testy. Radomskie okolice znamy już dość dobrze wiec postanowiliśmy udać sie niecodalej.
Po analizie google maps  pod kontem gdzie ciekawie dojedziemy i wrocimy za 100zł, zdecydowaliśmy że uderzamy nad plaże naniosowe na Wiśle,

Początek wyprawy to calkiem spora plaża jakieś 300m od miejsca gdzie rzeka Wieprz wpada do Wisły. Wymagany jest zjazd z drogi 801 na błotnistą dróżkę.

Tak wygląda ta plaża:






Długości miała jakieś 300-400m i coś ponad 100 szerokości.
I nie była to jeszcze największa plaża jaką mieliśmy w planach.

Po zrobieniu fotek ruszyliśmy dalej.
Zatrzymaliśmy się na czymś co kiedyś było chyba przeprawą promową (droga do nikąd: 823)


Ostatnim elementem poszukiwania plaż było miejsce ukryte głęboko przed widokiem gdyż normalnie z drogi nie było szans zobaczyć co sie kryje za zaroślami.
A kryło sie całkiem sporo, plaża miała ponad kilometr długości a w najszerszym miejscu sporo ponad 100m, do tego z plażą sąsiadowała malownicza wysepka. 

















Po wizycie na tej plaży trafiliśmy jeszcze na miejsca przecinki drzew do których gdyby nie zamarznięta gleba nie było by szans dotrzeć.
Ciężki sprzęt zostawia koleiny przy jakich 31" koła to kółka od deskorolki.

Cała trasa to około 140 - 160km z dojazdem i powrotem do radomia.
Wycieczka trwała jakieś 6h

Na pewno wrócimy tam cieplejszą wiosną, plaże staną sie kopne co zdecydowanie ubarwi zabawę terenówką a i aura będzie bardziej sprzyjająca biwakowanie nie tylko poruszaniu się z miejsca na miejsce.

Na dniach Robal dostanie nowe zderzaki stalowe z przodu i z tyłu bo niestety ta wycieczka dobiła resztki tego co nazywałem zderzakami.

Pozdrawiam.
E.




poniedziałek, 2 lutego 2015

Za nami rok...

Kiedy dziś piszę akurat mija rok odkąd mam Pajero a ono samo stoi teraz na kapitalnym remoncie podwozia i ukł. napędowego.
Myślę ze jest to dobry moment na małe podsumowanie.

Dokładnie rok temu przesiadłem sie z osobówki na terenówkę.
Na pewno nie powiedział bym że zmiana auta tak bardzo może zamieszać w życiu.
Impulsy które kierowały mną do zakupu tego jeżdżącego kiosku po roku okazały się cie bardzo chybione i trywialne za to otworzyły przede mną możliwości jakich istnienia sie nie spodziewałem.

Ale to po kolei.
Rok temu założyłem sobie że z Robala zrobimy pojeździk Bug-outowy - stąd też wzięło sie imie Robal.
Ot maszynka która zawsze mnie zabezpieczy w jedzenie i ciepło gdziekolwiek bym nie wylądował.
Kolejnym założeniem było ze wyposażenie autka pozwoli nam sie dobrze bawić na Woodstocku 2014 i tak też było o czym można przeczytać parę postów niżej.
Planowaliśmy też start w Bałtowskich Bezdrożach jednak miejsca w Turystyku rozeszły się tak szybko ze nie zdążyliśmy sie zapisać. Start w Bałtowskich zamieniliśmy na regionalną OTI 6go grudnia.
Zabawy co nie miara i bezcenne doświadczenia.

I tak w miarę upływu czasu moje postrzeganie Robala się zmieniało... najpierw jako wypadówka z czasem jako wyprawówka.
Momentem przełomowym na pewno była wyprawa na woodstock ale nie bagatelne znaczenia miał dzień kiedy zdałem sobie sprawę ze na Ukrainę mam bliżej niż w odwiedziny do Taty w Krakowie.
Zaczęło sie planowanie i  kombinowanie.

Na dzień dzisiejszy plan jest gotowy a auto jest dłubane.

Jak będzie wyglądała przyszłość?
W najbliższym czasie jedziemy w okolice Otwocka przetestować naprawy.
Następnie Ukraina (o ile polityka pozwoli), napewno czarnohora i huculszczyzna.
Dalej już na wakacje przez Rumunie (transfogarska i transalpina) do Turcji.
Oczywiście bedzie też Woodstock

w dalszej przyszłości na pewno chcemy zaryzykować jeszcze dalej:
Maroko to nasz najdalszy realny cel tym autem.

Trzymajcie za nas kciuki :)

wtorek, 27 stycznia 2015

Zimowa wycieczka

Ostatnio dość poważnie chcę się przekonać do nawigowania na tablecie.
Do tej pory naszym faworytem był laptop Panasonic CF-18 jednak jego ceny są obecnie tak absurdalnie wysokie ze trzeba szukać alternatyw.

Na chwilę obecną używamy Galaxy Taba 2 7".
To do samochodu najwłaściwszy moim zdaniem rozmiar.
Poszukujemy jeszcze porządnego uchwytu dzięki któremu nawigator będzie mógł wygodnie prowadzić mnie po mapie.

Po kilku próbach zdecydowaliśmy się na aplikację Orux Maps.
W gąszczu możliwości ta jest jak dla mnie najbardziej User Frendly i pozwala wgrywać trasy zaprojektowane w google maps.

Kiedy spadł pierwszy porządniejszy śnieg tej "zimy" postanowiliśmy wyskoczyć na małą wycieczkę w okolice radomia. Od ul. energetyków po puszcze za Kozłowem (oczywiście tylko w terenach dopuszczonych do ruchu kołowego)

Oto co napotkaliśmy na trasie:








Jesteśmy bardzo zadowoleni z funkcjonowania Oruxa i jak na razie możemy do spokojnie polecić
do stosowania turystycznego.

Już na dniach Robal trafia do warsztatu celem kompleksowego remontu ukł. napędowego.
Bedzie bardzo dużo nowych czesci gdyż w planach dalekie podróże a autko musi być w stanie nie tylko pojechać ale i wrócić.



poniedziałek, 19 stycznia 2015

"OTI 2014 Dla choinki" czyli jedziemy w rajdzie

Pod koniec roku 2014 roku zaczęliśmy poszukiwania jakiejś nowej przygody.
Rzutem na "taśmę" postanowiliśmy spróbować robalem swoich sił w rajdzie przeprawowym.

Akurat w Radomiu miał odbyć sie doroczny rajd OTI którego celem było zebranie pieniędzy na dom dziecka poprzez startowe i sponsorów.

Cel szczytny i impreza blisko wiec w razie awarii nie duży kłopot.
Padła decyzja - jedziemy, najwyżej coś popsujemy.


6go grudnia o 9.30 rozpoczęły sie starty. Otrzymaliśmy roadbook i ruszyliśmy na trasę.
Jako metromierz służył nam telefon HTC na androidzie z odpowiednią apką.
Dokładność GPSu do tego zastosowania w zupełności wystarczająca.

Trasa na około 4h, 3 oesy i kilkanaście pieczątek do zdobycia.

Muszę przyznać ze udział w takiej imprezie dał mi więcej umiejętności i wiedzy o tym co auto może a czego nie niż rok turlania sie po okolicach bliższych i dalszych.
O dziwo kręcenie niemal do odcięcia rachitycznego silnika nie skutkowało niczym złym a na obniżonym ciśnieniu w oponach Robal walił pod górkę jak zły wprawiając nas w konkretne osłupienie. 

Jedno co nadal jest przeszkodą to woda, niestety brak snorkela spowodował w czasie przejazdu przez wodę chwilowe zatrzymanie auta i wybitnie traktorową prace silnika.
Po przepaleniu wody na szczęście bez trudu pojechaliśmy.

Czego szukaliśmy ponad 5m samochodem na 31" Atekach przy Patrolach na 35 i wiekszych oponach?
Przede wszystkim doświadczenia, możliwości sprawdzenia auta ze świadomością ze ma kto w razie problemów poratować.
Raz my szarpaliśmy kinetykiem inne pajero, 2 razy ciągali nas na wyciągarce.
Raz kiedy na górce zawiesiłem sie na podłodze, raz kiedy utkneliśmy w rzece.

Czego najważniejszego sie dowiedzieliśmy, ze wcale nie opona czy wykrzyż gwarantują najwiekszy sukces w terenie a ... blokady dyfrów.

Cały rajd wygrała i zaliczyła chyba wszystkie pieczątki G-klasa long na fabrycznych SZOSOWYCH oponach. Dzięki kompletowi blokad była prakrycznie nie do zatrzymania mimo małego prześwitu i słabych kątów.

Zdecydowanie polecam, nawet jeżeli ktoś jeździ jak my, wyprawówką.
Dzieki takim wydarzeniom możemy lepiej poznać auto, jego możliwości i co ważniejsze "nie możliwości", dotrzeć sie z pilotem i popracować nad swoją techniką jazdy

Na koniec troche zdjęć, jak bawiliśmy się na tej imprezie.






Powieszony na podłodze





PS.
Popsuliśmy coś.
Po przejechanie 45km, 6h jazdy osiągneliśmy METĘ rajdu z wynikiem - 0 zniszczeń
Do przejechania był jeszcze tor na koniówce, ot czasóweczka, już bez spiny bo znaliśmy nasz wynik i nie bylo o co sie spinać.
Na 3cim zakręci mnie lekko obruciło i pocałowaliśmy kołem skarpę.
Bilans: guz na głowie pilota, urwane lusterko w kabinie, zgięty drążek i skopcona zbierzność.
Koszt naprawy 300zł ale dzieki temu mam wszystkie końcówki fabrycznie nowe.

Jakby nie patrzył: BYŁO WARTO






środa, 24 grudnia 2014

Woodstock 2014 - pojechaliśmy i wróciliśmy Cz3 - Wracamy

W niedzielę, niemal tydzień po naszym przyjeździe zaczeliśmy szykować się do powrotu.
Zwarzywszy na narastający upał postanowiliśmy ewakułować sie o godz 11.

Po spakowaniu wszystkich gratów jakie zamierzaliśmy zabrać oraz wyrzuceniu wszystkiego co na polu woodstockowym dożyło swoich dni byliśmy gotowi do drogi.
Patrząc jednak na drogi wewnątrz festiwalowe, wyjazd z miejsca gdzie byliśmy poza teren przystanku trwała z powodu korków około 3h.
Cóż, nie zamierzaliśmy się piec w aucie tyle czasu mając duże koła i konkretny prześwit.
Szybki rekonesans z Olą i postanowiliśmy - 200m w poprzek pola a potem 10m spadek o nachyleniu 45-50 stopni i dotrzemy do kamienistej drogi która w teorii ma nas wyprowadzić poza teren.

Widok twarzy pełnej zawiści u kierowców stojących w korku w każdej podobnej sytuacji napawa mnie przekonaniem ze dobrze iż kupiliśmy nasz kiosk na kółkach.

Po wydostaniu się z przystanku oczywiście utknęliśmy w zakorkowanym Kostrzyniu, poinstruowani przez Policję musieliśmy uciekać z głównego szlaku, przez chwilę był nawet plan aby przeskoczyć prze Odrę i niemiecką stroną objechać korki.

Szukając objazdu do mostu okazało sie ze ponownie nie wiemy tak naprawdę gdzie jesteśmy wiec zatrzymawszy sie na jakimś podjeździe szukaliśmy w atlasie drogi wyjazdowej z miasta.
Podszedł do nas właściciel posesji który pokierował nas na najkrótszą drogę poza miasto wspominając przy okazji o zalanej kopalni żwiru obok której bedziemy przejeżdżać.
Kopalni o której myśleliśmy żeby odwiedzić tylko nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie jest.

I tak pojawił sie pierwszy przystanek na naszej trasie.
https://www.google.pl/maps/@52.6367967,14.5559054,349m/data=!3m1!1e3

Po 2 godzinnej kompieli przyszła pora na posiłek przed drogą.
I tu po raz kolejny przydała się kuchenka Kovea i fakt ze zabraliśmy o wiele za dużo jedzenia :)








Reszta drogi przebiegała w miarę spokojnie i monotonnie. Staraliśmy się na trasie zatrzymywać koło każdego auta na "awaryjnych" lub wyglądającego na uszkodzone.
Temperatura ponad 30 stopni w cieniu nie oszczędza, szczególnie tych nieprzygotowanych na dłuższy postój.

I tak w myśl zasady ze gabaryt zobowiązuje zatrzymaliśmy się kilka razy w tym poratowaliśmy butelką wody ekipę która miała stłuczkę w środku "niczego" i musiała czekać na samochód zastępczy i lawetę jeszcze kilka godzin.

Pierwszy na tej trasie powód zapięcia 4x4 pojawił sie po około 2h jazdy kiedy na trasie spotkaliśmy kilometrowy korek. Dzieki CB dowiedzieliśmy sie ze nastąpił tragiczny wypadek i droga zablokowana jest ogromnym drzewem na bardzo długi czas.
Po szybkiej rozmowie z "lokalesami" ustaliliśmy drogę przez las, a że było po bardzo poważnej nawałnicy bez 4x4 było by ciężko. Za nami poleciało kilka osobówek ale przy każdej większej kałuży ich światła stopniowo nikły w moich lusterkach.

Dzięki objechaniu wypadku straciliśmy jakąś godzinę od planowanego czasu ale zyskaliśmy jakies 6-8h postoju.
Gdy opuszczaliśmy las, poprzez CB wiedzieliśmy już że korek ma 15km a droga dalej jest nie przejezdna.

Następny przystanek to poszukiwanie jedzenia, najlepiej kebab lub pizza.
Jak wiadomo na tym etapie wypraw fundusze zaczynają sie wyczerpywać i podobnie było z nasza 4ką.

Po napotkaniu na trasie wioskowej/miejskiej mini pizzeri porządnie sie najedliśmy po czym już przy zachodzącym słońcu ruszyliśmy dalej a przed nami jeszcze więcej jak połowa drogi.

Trasa nocna mocno dawała się we znaki, pobyt na przystanku i parę godzin w wodzie, znacznie zmniejszył moje możliwości prowadzenia. Wiedzieliśmy ze na jedno podejście tej trasy nie zrobimy tym razem i trzeba będzie szukać noclegu.
Ceny niestety nie zachęcały, każdy napotkany po drodze motel, a było ich bardzo ... mało, porażał cenami.
Dopiero pod Koninem z pomocą CB udało sie namierzyć nocleg.
Motel/Hotel Majorka w cenie 140zł zaoferował nam 4 łóżka i własną łazienkę z ciepłą wodą.
Czego więcej chcieć po 12h od wyjazdu z Kostrzynia i 5 dnich na polu namiotowym.

Bardzo długa relaksacyjna kompiel i jeszcze bardziej relaksujący sen trwał w moim przypadku 11h.
Wstaliśmy o 12 i wyglądaliśmy mniej-więcej tak:





Kawa i ruszamy. To już ostatnia prosta.
W Koninie poszukiwania ... lidla, co by przedłużyć Wodstockowe wspomnienia i oczywiście zjeść śniadanie.

Dalej droga już bez przeszkód i ciekawostek.

W poniedziałek popołudniu byliśmy znów w Radomiu.
Kasie i Adriana pooddawaliśmy rodzicom po czym razem z robalem wróciliśmy do domu.
Odpoczywać i wspominać.


W telegraficznym skrócie:
Pajero I LWB z 90r
610km Radom - Kostrzyń
+1200km łącznie
31" AT nabite do 3atm
16l LPG na 100km
4 os i 200kg bagażu

Koszty:
... ogromne
Wspomnienia
... bezcenne



czwartek, 11 grudnia 2014

Woodstock 2014 - pojechaliśmy i wróciliśmy Cz2 - Dojechaliśmy

W poprzedniej części opisałem naszą drogę na Przystanek Woodstock 2014.
W tym odcinku opisze jak to wyglądało mniej wiecej będąc tam.


A wiec, jesteśmy. Parkujemy na górce przed godz 6 rano.
Byłem szczerze zmęczony gdyż trasę podzieliliśmy na 3 przystanki po 10-20min i jeden kawałek około 80km kiedy prowadziła Ola a ja otrzymawszy mape od razu nas zgubiłem.
Trzeba oddać Cesarzowi co Cesarskie, do pilotowania sie kompletnie nie nadaje, to zdecydowanie domena Oli.

Przybywszy na miejsce zadania zostały podzielone: ja poszedłem spać do hamaka a Ola z ekipą grodziły teren coby zagwarantować tym co przyjadą pociągiem miejsce do rozbicia namiotów.
Oczywiście nie pospałem za długo, znaczy w ogóle ale poleżałem ze 20-30min co zdecydowanie zwiększyło moją mobilność.
Już w czasie rozbijania się spotkał nas b. miły akcent, mianowicie otrzymaliśmy po piweczku od przyszłego "sąsiada".
Rozbiwszy namioty i po zrobieniu konkretnego bałaganu z powodu mojego zamysłu przestawienia auta i gotowego grodzenia (co oczywiscie spotkało sie z konkretną irytacją ekipy).
Ale odrazu zwracam uwagę, jezeli macie otwarte pole namiotowe postawcie auto bokiem do wschodu słońca a namiot czy zadaszenie na zachodnią stronę. Nam zapewniało to cień do godziny 17 od 5tej rano.
Pogoda pod względem temperatury nie rozpieszczała, gorąco i sucho przez cały dzień.
Na szczeście bliżej festiwalu na wieczór nad okolicą przechodziły deszcze, czasami zahaczając o Przystanek skutecznie obniżając temperaturę na wieczór i noc dzięki czemu spało sie dość wygodnie.

Tu oczywiście należy wspomnieć o najważniejszym jak się okazało elemencie naszego wyposażenia: wojskowej składanej saperce. Nie dość ze była bardzo przydatna dla nas to jeszcze była głównym towarem eksportowym. Wychodząc czasem na parę min czasem na parę godzin zawsze wracała z różnymi "procentowymi" suwenirami.

Górka i widok na gł. scene pierwszego dnia pobytu
W oddali Robal 

Pole namiotowe


Widok na naszą Quechue 



Od środy zaczął sie woodstockowy rytuał:
- pobudka około 6-7mej rano bo w namiocie sauna
- kawa z moccatierki lub po prostu czarna parzona na kuchence gazowej
- wycieczka do Lidla, który na woodzie ma rozmiar sporego hipermarketu, po bułki z boczkiem, serek wiejski, jogurt i picie na cały dzień (czyli dużo)
- powrót do namiotu i zdychanie z gorąca do pierwszych ewentów

Tak każdego dnia rano, potem oczywiście ASP lub koncerty albo szeroko pojęta integracja z sąsiadami.

Trzeba zdecydowanie zaznaczyć ze relacje międzyludzkie na Woodstocku są najważniejszą obok koncertów cechą dla której trzeba sie tam chociaż raz wybrać.

Odnośnie koncertów, mój wyjazd na Przystanek był najsilniej umotywowany występem Volbeat-u.
Żałowałem że nie byłem na ich koncercie kiedy wcześniej byli w Polsce wiec dałem sie przekonać na woodstock.
Dość ważne miejsce w programie zajmowało 40lecie Budki Suflera jednak z całą sympatią dla tego zespołu, nie tego sie spodziewałem po koncercie otwarcia.
Byliśmy także na Acid Drinkers, grali materiał z płyt Flishdick i Flishdick Zwei czyli znane numery na metalowo plus goście. Kto nie zna, koniecznie musi posłuchać.
Ostatnim koncertem na którym byłem i o ktorym koniecznie muszę wspomnieć był BossHoss, rockowo-countrowy zespół z sekcją dentą i niesamowitą energią na scenie. Tu niestety wybrałem sie bez Oli, poniosła ją integracja :)
Koncert BossHoss-a uważam za jedno z najfajniejszych przeżyć mojego życia i na pewno najlepszy koncert na jakim byłem.

Co jest jeszcze wspaniałego na Woodstockowych koncertach, w tym roku na raz pod sceną było wiecej nia 500 000 osób, czasem nawet do miliona. Nigdzie indziej w Polsce nie da sie przeżyć czegoś takiego.

Woodstock to też i przede-wszystkim ludzie, oni tworzą ten festiwal i czynią go takim jaki jest.
A jacy to ludzie:














Zdecydowanie polecam wyjazd na Woodstock.
Nie wierzcie mitom i mitomanii, to naprawde wspaniałe miejsce i genialne wydarzenie.
Poznaliśmy masę ludzi z całej polski a nawet sporego kawałka świata.

Jak wszystko co dobre i to sie kiedyś skończyło.
Powrót zaczeliśmy w niedzielę około godz 11.

O tym opowiem w następnej części.
Jak wracaliśmy, nie spodziewanie wylądowaliśmy na przepięknym kąpielisku pod Kostrzyniem oraz o nocowaniu na trasie.