czwartek, 11 grudnia 2014

Woodstock 2014 - pojechaliśmy i wróciliśmy Cz2 - Dojechaliśmy

W poprzedniej części opisałem naszą drogę na Przystanek Woodstock 2014.
W tym odcinku opisze jak to wyglądało mniej wiecej będąc tam.


A wiec, jesteśmy. Parkujemy na górce przed godz 6 rano.
Byłem szczerze zmęczony gdyż trasę podzieliliśmy na 3 przystanki po 10-20min i jeden kawałek około 80km kiedy prowadziła Ola a ja otrzymawszy mape od razu nas zgubiłem.
Trzeba oddać Cesarzowi co Cesarskie, do pilotowania sie kompletnie nie nadaje, to zdecydowanie domena Oli.

Przybywszy na miejsce zadania zostały podzielone: ja poszedłem spać do hamaka a Ola z ekipą grodziły teren coby zagwarantować tym co przyjadą pociągiem miejsce do rozbicia namiotów.
Oczywiście nie pospałem za długo, znaczy w ogóle ale poleżałem ze 20-30min co zdecydowanie zwiększyło moją mobilność.
Już w czasie rozbijania się spotkał nas b. miły akcent, mianowicie otrzymaliśmy po piweczku od przyszłego "sąsiada".
Rozbiwszy namioty i po zrobieniu konkretnego bałaganu z powodu mojego zamysłu przestawienia auta i gotowego grodzenia (co oczywiscie spotkało sie z konkretną irytacją ekipy).
Ale odrazu zwracam uwagę, jezeli macie otwarte pole namiotowe postawcie auto bokiem do wschodu słońca a namiot czy zadaszenie na zachodnią stronę. Nam zapewniało to cień do godziny 17 od 5tej rano.
Pogoda pod względem temperatury nie rozpieszczała, gorąco i sucho przez cały dzień.
Na szczeście bliżej festiwalu na wieczór nad okolicą przechodziły deszcze, czasami zahaczając o Przystanek skutecznie obniżając temperaturę na wieczór i noc dzięki czemu spało sie dość wygodnie.

Tu oczywiście należy wspomnieć o najważniejszym jak się okazało elemencie naszego wyposażenia: wojskowej składanej saperce. Nie dość ze była bardzo przydatna dla nas to jeszcze była głównym towarem eksportowym. Wychodząc czasem na parę min czasem na parę godzin zawsze wracała z różnymi "procentowymi" suwenirami.

Górka i widok na gł. scene pierwszego dnia pobytu
W oddali Robal 

Pole namiotowe


Widok na naszą Quechue 



Od środy zaczął sie woodstockowy rytuał:
- pobudka około 6-7mej rano bo w namiocie sauna
- kawa z moccatierki lub po prostu czarna parzona na kuchence gazowej
- wycieczka do Lidla, który na woodzie ma rozmiar sporego hipermarketu, po bułki z boczkiem, serek wiejski, jogurt i picie na cały dzień (czyli dużo)
- powrót do namiotu i zdychanie z gorąca do pierwszych ewentów

Tak każdego dnia rano, potem oczywiście ASP lub koncerty albo szeroko pojęta integracja z sąsiadami.

Trzeba zdecydowanie zaznaczyć ze relacje międzyludzkie na Woodstocku są najważniejszą obok koncertów cechą dla której trzeba sie tam chociaż raz wybrać.

Odnośnie koncertów, mój wyjazd na Przystanek był najsilniej umotywowany występem Volbeat-u.
Żałowałem że nie byłem na ich koncercie kiedy wcześniej byli w Polsce wiec dałem sie przekonać na woodstock.
Dość ważne miejsce w programie zajmowało 40lecie Budki Suflera jednak z całą sympatią dla tego zespołu, nie tego sie spodziewałem po koncercie otwarcia.
Byliśmy także na Acid Drinkers, grali materiał z płyt Flishdick i Flishdick Zwei czyli znane numery na metalowo plus goście. Kto nie zna, koniecznie musi posłuchać.
Ostatnim koncertem na którym byłem i o ktorym koniecznie muszę wspomnieć był BossHoss, rockowo-countrowy zespół z sekcją dentą i niesamowitą energią na scenie. Tu niestety wybrałem sie bez Oli, poniosła ją integracja :)
Koncert BossHoss-a uważam za jedno z najfajniejszych przeżyć mojego życia i na pewno najlepszy koncert na jakim byłem.

Co jest jeszcze wspaniałego na Woodstockowych koncertach, w tym roku na raz pod sceną było wiecej nia 500 000 osób, czasem nawet do miliona. Nigdzie indziej w Polsce nie da sie przeżyć czegoś takiego.

Woodstock to też i przede-wszystkim ludzie, oni tworzą ten festiwal i czynią go takim jaki jest.
A jacy to ludzie:














Zdecydowanie polecam wyjazd na Woodstock.
Nie wierzcie mitom i mitomanii, to naprawde wspaniałe miejsce i genialne wydarzenie.
Poznaliśmy masę ludzi z całej polski a nawet sporego kawałka świata.

Jak wszystko co dobre i to sie kiedyś skończyło.
Powrót zaczeliśmy w niedzielę około godz 11.

O tym opowiem w następnej części.
Jak wracaliśmy, nie spodziewanie wylądowaliśmy na przepięknym kąpielisku pod Kostrzyniem oraz o nocowaniu na trasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz