środa, 10 grudnia 2014

Woodstock 2014 - pojechaliśmy i wróciliśmy Cz1 - Jedziemy


W związku z notorycznym brakiem czasu nieco zaniedbałem pisanie naszych postępów w podróżach Robalem ale postaram sie to nadrobić.

Najważniejszą przygodą tego roku była wyprawa na Woodstock do Kostrzynia nad odrą.
Trasa łącznie liczyła 620km w jedną stronę a postronni przyjmowali zakłady czy w ogóle tam dojedziemy naszym sprzętem.

Przygotowanie do wyprawy jak i pobytu rozpoczeliśmy kilka tygodni przed samym wyjazdem.
Oprócz podstawowego przygotowania auta czyli oleje i płyny w sumie nie trzeba było robić nic więcej.
Dość poważny remont silnika został wykonany nieco wcześniej.
Pozostało mocno napompować koła, zatankować do pełna i ruszać.

Z wyposażenia wyprawowego zabraliśmy:
- namiot Quechua Family Aparenz 4.1 - duzy i wysoki namiot z ogromnym zapasem miejsca jak na 2 osoby
- namiot ogrodowy jako gwarancje cienia
- kuchenkę na kartusze wkręcane Kovea Hiker
- garczki do kuchenki
- mocatierkę
- ręcznik szybkoschnący
- i dużo innych gratów.

Na wszelki wypadek zaopatrzyłem sie w zestaw racji żywnościowych z Arpolu a do przekąszania suszona wołowina Beaf Jerky.

Zapasy były konieczne gdyż planowaliśmy dotrzeć na pole namiotowe około poniedziałku a sklepy rozpoczynają działanie na terenie festiwalu dopiero w środę.
Warto o to zadbać bo oprócz picia wypada coś zjeść raz na jakiś czas.

Robal był nie tylko naszym transportem na festiwal ale także bagażówką dla naszych znajomych jadących pociągiem. Najcięższe graty trafiały na tył auta aby "pociągowicze" mogli bardziej bezstresowo dostać sie na Woodstock.

Po tym nieco przydługim wstępie: Wyruszamy
W trasę oprócz mnie i Oli jechali nasi bliscy znajomi Kasia i Adrian.

Zapakowaliśmy się w niedziele rano, następnie udaliśmy sie na solidny obiad do "Bufetu"
Jedynej knajpy w Radomiu gdzie za 15zł można jeść do oporu i to naprawdę smacznie.

Napchani w "opór" zahaczyliśmy jeszcze o zapas gazu na trasę i wyruszyliśmy.

Jak już wcześniej wspominałem trasa liczyła około 620km i mieliśmy nadzieję pokonać ją bez przerwy na sen w około 9 godzin mając tylko mnie za kierowcę (jak sie później okazało nie do końca tylko ja prowadziłem). Ola uzbrojona w mapę i atlas drogowy dzielnie prowadziła nas całą drogę.
Znając możliwość auta, przelotowa 70-80 km/h, zdecydowaliśmy jechać bocznymi drogami które nieco skracają trasę i mimo gorszej nawierzchni pozwalają bezpiecznie utrzymać zadaną prędkość przelotową.
Nie byliśmy caly czas wyprzedani przez Tiry jakby to wyglądało na drogach szybkiego ruchu.

Trasa przebiegała spokojnie i bez przygód, głównie nocą gdyż lubię tak jeździć w trasy.
Najciekawsze widoki mieliśmy dopiero godzinę przed Kostrzyniem, po wjechaniu na teren parku narodowego. Piękne krajobrazy oraz dzikich zwierząt które na szczeście postanowiły zostać przy drodze a nie przez nią przebiegać.

Na pole namiotowe dotarliśmy o 5:45 rano po 9h i 20min jazdy, mając średnie spalanie 16l/100km LPG

O naszym pobycie i powrocie w następnych częściach



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz